top of page
hangukhiphop

Beenzino - 24:26

Zaktualizowano: 1 gru 2019


Beenzino czyli Im Song Bin, ur. w '87r., jakoś tam przewija się w nagraniach Koreańczyków, których słucham, więc postanowiłem przysłuchać się bliżej jego dokonaniom, zaczynając od debiutanckiej, solowej płyty z malunkiem, bodaj, kangura w koszulce na okładce, tj. "24:26", wydanej przez Illionaire Records w 2012r. Przesłuchawszy ją pierwszy raz, pomyślałem "LA w środku Seulu", bo i bas typowy dla G-Funku i reszta typowo lekka i słoneczna, jedynie zaklinaczy brakuje, ale po dłuższym namyśle, myślę, że Beenzino z "24:26" to bardziej Will Smith i "Miami" niż DPG i "Dogg Food".


Zaczynając więc od minusów, Beenzino na tej płycie wypada często dość nazbyt popowo, głównie przez swoje refreny śpiewane w niemal każdym kawałku, jakby nosił w sobie niespełnione marzenia o karierze wokalisty. Większość owych refrenów jest zbyt cukierkowa na i tak przecież lajtowych bitach, przez co brakuje tym numerom surowości hip-hopu - weżmy choćby refren do "Aqua Mana", który jest tylko wstępem do tragedii jaką Beenzino serwuje w końcówce utworu, śpiewając zbyteczne "NaaaaAAAAaaa" chyba po to, by pokazać, ze potrafi. Taki "Boogie On & On" - niby G-funk ze świetnym basem, ale całość szybka jak na dyskoteki, a porefrenowe przyśpiewki z całości robią biesiadę na festiwal w Mrągowie. Mam wrażenie, że Been za bardzo chciał być przystępny dla każdego słuchacza, w tym również tego popowego i stąd ta obsesja refrenów do nucenia.


Na szczęście The Fresh Prince miał na swoim koncie sporo świetnych kawałków (w końcu to on pierwszy w historii dostał nagrodę Grammy za utwór hip-hopowy), w tym numer "Summertime", samplujący "Summer Madness" Kool & the gang - główny odpowiedzialny za moje skojarzenia. "Summer Madness" Beenzina ma ten sam, fajny klimat celebrowania ulotnego lata, a całość na dobrym, klasycznym bicie - jakbyśmy wrócili do lat 90-tych. Jeden z lepszych numerów "24:26", choć Been i jego próbował zepsuć swoim śpiewem.


W zasadzie najlepszymi kawałkami płyty są te, w których Beenzino zapomniał na chwilę o wakacjach i hitowych refrenach, a zajął się robieniem dobrego hip-hopu czyli numery "Nike Shoes" z Dynamic Duo, który przywodzi mi na myśl brzmienie A Tribe Called Quest z połowy lat 90-tych (widzę jak Q-Tip i Phife Dog wymieniają się tam czwórkami i ósemkami), brudno-południowy "Profile" i końcowy, bodaj najlepszy, najbardziej wartościowy numer albumu, "Always Awake" z wyjebanym, przepięknym bitem na jakimś jazzowym samplu, który strasznie działa na wyobraźnię i cholernie kojarzy mi się z płytą "Prose Combat" Francuza, MC Solaara. Świetny kawałek, który doceni każdy... kto się zna, heh. Do grona najlepszych dodałbym jeszcze utwór "Disgust" - chyba najlepszy G-Funk jaki Beenzino wykuł - myślę, że spokojnie pół Long Beach i ze dwie ulice Crenshaw kręciłyby do tego lolki, gdyby tylko mieli świadomość istnienia Korei Płd. Chociaż... w LA mają Korea Town, więc może...


Koniec końców, "24"26" to pierwsza, jak dla mnie - bo nie jestem żadnym expertem od K-HipHopu, próba transferu zachodniego wybrzeża USA na koreański półwysep, co zawsze jest dobrym pomysłem. 9 kawałków, z których 5 jest naprawdę dobrych, a 4 przeciętne, choć i one są raczej z kciukiem w górę, na tło do grilla, jak znalazł. Kiedyś przyjdzie czas na recenzję "Up All Night", drugiej płyty Beena. Klipów do debiutu niestety nie nakręcono.






Wpis opublikowany na blogu od 21 października 2017, sobota, 21:38.

2 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page