top of page
  • hangukhiphop

페노메코 (Penomeco) - Garden


Penomeco to Dżong Dung Uk, ur. 7 października 1992r., członek grupy Fanxy Child, do której należą Zico, Crush, Dean, DJ Millic i producent Stay Tuned. Penomeco zadebiutował w 2014r. singlem "Right There", w 2017 wypuścił mini album "FILM", zaliczył występ w "Show Me The Money", do tego ze 20 featuringów, a 20 grudnia 2018r. wydał nakładem labelu Million Market pierwszy i jak na razie jedyny solowy album, "Garden", któremu, tak się składa, że poświęciłem kilkanaście przesłuchań, więc może poświęcę i kilkanaście zdań. A, bym zapomniał, ksywa Penomeco to połączenie dwóch słów: japońskiego "peno" (długopis) i "meco", będącego skrótem od (zapiszę to po polsku, by było widać ocb) MEjd in KOrea.


Będę brutalnie szczery. Nie widzę w Penomeco nic wartego większej uwagi i śmiało mogę zaliczyć go do grona takich samych, podobnych do siebie, bezbarwnych i nijakich, melodyjnych raperów, którzy trochę rapują i trochę podśpiewują, jakich Korea ma na pęczki, a z których kilku już opisywałem. Z reguły odróżnia ich tylko kolor włosów, w przypadku Penomeco może być to również głos, jakby mówił przez nos. A przechodząc do płyty.


"Garden" to 6 dość melancholijnych kawałków "nieśmiałego kolesia, który chce być sexy", jak określa swój styl Penomeco. Muzycznie to często połamana, potrzaskana perkusja, coby nieco rytmem potrząsnąć (jak choćby w otwierającym płytę numerze "COOL" i pojawiające się w większości utworów pianino, które nadaje całości nieco jazzowego snobizmu, elitarności, wytworności, głębi i innych takich, których nie dają dźwięki syntezatorów. Wspomniany "COOL" to kwintesencja powyższego - niestandardowa, pędząca perkusja zderzona z wolnym, wytwornym pianinem, skwitowana melancholijnym, przeciągłym śpiewem w refrenie. Dałem po dwa epitety do wszystkiego? Dałem. To idźmy dalej. W "오해마" to samo, tylko bit bardziej tradycyjnie hip-hopowy. "No. 5" i "Okay" brzmią nieco jak wyrwane z EPki "Wonderlost" Crusha (na której zresztą pojawił się Penomeco w numerze "Endorphin"), za którą to EPką nie przepadam, bo jest nudna. Bodaj najbardziej energicznym utworem jest "O.F.F." z takim boom bap'owym (choć przestarzałym) bitem zaś najbardziej hip-hopowym numerem kończący płytę, "Till I Die", gdzie po wstępnych, typowych dla siebie 50 sekundach Penomeco zmienia się z troskliwego misia do przytulania w Hulka głodnego mikrofonu i na surowym, nieco old schoolowym bicie zarzuca agresywne rapy. Jakby ktoś mu podał sole trzeźwiące i wlał do gardła wiadro kofeiny. Od razu ożywia utwór i przyciąga uwagę.


Najatrakcyjniej przedstawia się lista gości, bo do "Ogrodu" Penomeco przybyła pierwsza liga: The Quiett, Crush, Gaeko, ELO i nieznany mi bliżej Tobi Lou, który zaprezentował się całkiem ciekawie.


Reasumując, jak dla mnie "Garden" jest taki, jak jego okładka, zbyt miałki, zbyt potulny i nudny, by poświęcić mu dłuższy spacer, zachwycać się urozmaiconą kolorystyką kwiatów i zaskakującym ułożeniem scieżek zaś sam Penomeco zbyt nijaki i mało wyrazisty, jak niemal wszyscy koreańscy wokaliści. Słaba płyta. Nawet numer z Crushem nie porywa, a co najwyżej "może być".




11 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page